www.grupaszybkiegoreagowania.prv.pl

Eksperymentalna Grupa Szybkiego Reagowania przy OSP Przyszowice





Niniejszy opis został nadesłany przez czytelnika www.firefighterclosecalls.com.
Zamieszczony dzięki uprzejmości komendanta Billy'ego Goldfedera.


MAYDAY, MAYDAY, MAYDAY! No i co teraz?

Był styczeń, godzina 11:41 w nocy. Nasza jednostka wyjechała do pożaru budynku mieszkalnego będącego w budowie. Policyjny radiowóz patrolował sąsiedztwo budynku z powodu zgłoszenia zapachu dymu około 10 minut przed zgłoszeniem przez sąsiada, że budynek się pali.

Nasze zastępy zostały zadysponowane, łącznie zastęp gaśniczy z trzyosobową obsadą, zastęp drabiny z trzyosobową obsadą oraz ambulans w obsadą jednoosobową. Dodatkowo, kapitan jadący na miejsce ogłosił dodatkowy alarm składający się z dodatkowego zastępu gaśniczego, dwóch zastępów drabiny, ambulansu, oficera odpowiedzialnego za bezpieczeństwo działań gaśniczych, oficera grupy szybkiego reagowania oraz oficera dowodzącego. Ten dodatkowy, w odpowiednim czasie ogłoszony, alarm okazał się nieoceniony w późniejszych działaniach.

Po przybyciu na miejsce, kapitan zmianowy zgłosił, że sektory A (front budynku) i B (lewa strona budynku) są czyste, ale ogień obejmuje występ sektora D (lewa część budynku) budynku, oraz że pożar obecny jest też na zewnątrz tego sektora przy linii dachu. Kapitan zarządził by zastępy przeszły na kanał czerwony. Zastęp drabiny zajął miejsce od frontu budynku oraz objął dowodzenie i ewidencję.

Zastęp gaśniczy rozwinął podłączoną na stałe linię gaśniczą 13/4' do rogu A/D budynku, gdzie drzwi prowadziły do biblioteczki. Zajmując stanowisko przy tych drzwiach, zastęp zdołał zdusić prawie 90% ogni. W międzyczasie podłączono linię gaśniczą 21/2', załoga wymieniła się liniami wężowymi, po czym zaczęła wchodzić do biblioteczki w celu kontynuowania działań gaśniczych.

W tym momencie na miejsce przybył zastęp drabiny (w ramach pomocy wzajemnej departamentów) któremu przydzielono drugą linię gaśniczą w celu pracy na dachu budynku. Dowódca akcji ogłosił następny alarm (box alarm). W tym momencie zastępy działały na miejscu pożaru od około 10 minut.

To co zdarzyło się potem, jest koszmarem każdego dowódcy. Rota złożona z dwóch strażaków weszła do budynku z linią gaśniczą 21/2'. Strażacy przeszli około 8 metrów gdy strażak prowadzący spadł przez dziurę w podłodze. W momencie gdy to się stało, obaj strażacy próbowali wciągnąć do budynku więcej linii gaśniczej. Znajdowali się mniej więcej 1-1,5 metra od siebie.

Strażak prowadzący wpadł w dziurę w podłodze, spadł około 3-3,5 metra i wylądował na rękach i kolanach. Widoczne były płomienie pod sufitem, ale nie miały z nim bezpośredniego kontaktu. Jego partner z początku nie wiedział co się stało. Jednak pierwszą rzeczą jaka zrobił strażak prowadzący było powiadomienie partnera by nie ruszał się z miejsca i pozostał dokładnie tam gdzie był, gdyż w podłodze była dziura. Następnie nadał drogą radiową sygnał MAYDAY. Powiadomił on, że jest w stanie pomóc w swojej ewakuacji oraz że pożar rozprzestrzenił się na sufit piwnicy, ale w tym momencie nie ma z nim bezpośredniego kontaktu.

Partner strażaka znajdującego się w niebezpieczeństwie, z powodu niewielkiej odległości na jaką rota weszła do budynku, wyczołgał się do drzwi by upewnić się, że kapitan usłyszał wezwanie o pomoc, co zostało potwierdzone przez porucznika. Porucznik przekazał tą informację kapitanowi. Zewnętrzna linia gaśnicza została użyta do zabezpieczenia strażaka w niebezpieczeństwie. W tym momencie na miejsce przybył zastępca komendanta i zarządził, by wszystkie zastępy, za wyjątkiem zastępów zajmujących się ratowaniem zagrożonego strażaka, przeniosły komunikację radiową na kanał biały.

Gdy załoga zastępu drabiny (zastępu wysłanego w ramach pomocy wzajemnej departamentów) podeszła do frontu budynku by wykonać rozkaz działania z drugą linią gaśniczą, została bezzwłocznie przydzielona do grupy szybkiego reagowania łącznie z pozostałymi strażakami obsady zastępów pierwszego rzutu. Do budynku wniesiono 6 metrową drabinę z zamysłem wprowadzenia jej w otwór stropu tak szybko jak tylko się uda, by zagrożony strażak mógł sam wydostać się na zewnątrz. W tym samym czasie porucznik szukał innego wejścia do piwnicy (z zewnątrz).

Widoczność w biblioteczne była już w tym momencie zerowa, zaś pożar rozprzestrzeniał się zagrażając odcięciem otworu w stropie prowadzącego do piwnicy. Partner zagrożonego strażaka głosem kierował grupą szybkiego reagowania usiłującą wsadzić drabinę przez otwór w stropie. Pierwsze dwie próby nie powiodły się gdyż drabina spoczęła na rumowisku lub kierowana była zbyt daleko poszkodowanego. On również zmagał się z ograniczoną widocznością a ponadto włączył się jego alarm niskiego poziomu ciśnienia w butli.

W końcu udało się przeprowadzić drabinę przez otwór. Poszkodowany strażak zobaczył koniec drabiny przesuwający się nad jego głową i uchwycił go. Jego pierwsza próba wejścia po drabinie nie powiodła się, gdyż napotkał on wysoką temperaturą oraz płomienie i musiał się wycofać, podczas gdy przestrzeń ta była schładzana. Druga próba również skończyła się niepowodzeniem zwiększając frustrację. Wreszcie trzecia próba powiodła się. Gdy poszkodowany strażak wyszedł przez otwór w stropie, został wywleczony na zewnątrz przez pozostałych strażaków, gdzie przekazany został ratownikom medycznym.

Zastępca komendanta zarządził raport ewidencji personelu (ang. personnel accountability report - PAR) podczas którego wywoływane są wszystkie zastępy w celu potwierdzenia, że wszyscy strażacy są cali i zdrowi. Na jego podstawie stwierdził, że wszystkie zastępy opuściły budynek i można doliczyć się każdego strażaka. Od momentu wezwania pomocy do potwierdzenia raportu ewidencji personelu minęło 6 minut!

Wkrótce po tym, nastąpiło zawalenie podłogi w sektorze A/D (prawa frontowa część budynku), po czym ogień rozszalał się w sektorze A/B (lewa frontowa część budynku) piwnicy. Strop parteru zaczął się walić również w innych miejscach, co spowodowało przejście na wyłącznie działania zewnętrzne. Zastępy biorące udział w gaszeniu pożaru kontynuowały działania na kanale białym, na mój rozkaz, z obawy przed kolejną zmianą kanału przez wszystkie zastępy na miejscu akcji. Ustalono, że gdyby doszło do kolejnego wezwania pomocy (MAYDAY), działania gaśnicze zostałyby ponownie przeniesione na kanał czerwony tak, by akcja ratownicza mogła być prowadzona na kanale białym.

Niestety wszyscy czytaliśmy o podobnych sytuacjach których wynikiem były ciężkie obrażenia ciała lub w wielu przypadkach śmierć. W tej sytuacji, obrażenia ograniczały się do kilku zadrapań i siniaków strażaka poszkodowanego. Wierzę, że pomyślny finał tego zdarzenia przypisany może być kilku określonym czynnikom.

Po pierwsze i najważniejsze, czynnikiem tym jest wyszkolenie. Ufam, że większość departamentów ćwiczy tak jak nasz w tematyce grup szybkiego reagowania, samoratowania oraz komunikacji w stanach zagrożenia. Nasz oficer wyszkolenia na bieżąco przegląda i uaktualnia nasze procedury jak również przeprowadza praktyczne ćwiczenia w budynkach ćwiczebnych.

Dodatkowo, mamy szczęście, że w naszym systemie pomocy wzajemnej departamentów, procedury grup szybkiego reagowania, łącznie z technikami samoratowania, są ciągle przeglądane i ulepszane przez oficerów wyszkolenia i odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, aby lepiej przygotować nasz personel na takie sytuacje. Faktycznie, zaledwie miesiąc wcześniej, przeprowadzono ćwiczenia grupy szybkiego reagowania w budynku handlowym, w ramach naszego systemu pomocy wzajemnej. Ćwiczenia były rezultatem śmierci strażaka jaka zdarzyła się w Departamencie Straży w Phoenix.

Doceniam też zasługi zastępu drabiny przybyłej w ramach pomocy wzajemnej oraz moją pozostałą załogę za ich szybką i zdecydowaną taktykę. Nie było żadnej paniki a tylko działanie, o czym świadczy czas jaki potrzebny był do wyciągnięcia naszego zagrożonego strażaka. Obie załogi działały razem ze wspólnym celem jakim było uratowania kolegi strażaka. Bez opanowania jakie pokazali zarówno strażak znajdujący się w niebezpieczeństwie jak i jego partner, incydent ten mógł zakończyć się w całkiem inny sposób.

Na chwilę, postawmy się w sytuacji poszkodowanego strażaka, podczas pożaru który wydawał nam się opanowany, gdy bez ostrzeżenia spadamy w piwnicy która objęta jest ogniem:

· Czy Twoją pierwszą myślą byłoby powiadomienie partnera z roty by on również nie wpadł w tą samą dziurę?

· Czy pamiętałbyś, że kolejną czynnością musi być wezwanie pomocy używając hasła MAYDAY?

· Czy potrafiłbyś opanować naturalny odruch paniki i zamiast pozostać w pobliżu dziury, poszedłbyś szukać innego wyjścia z budynku?

Ile razy słyszeliśmy historie zagubionego strażaka który nie przestawał przemieszczać się co spowodowało, że zastępy szukające go nie mogły go znaleźć, w wyniku czego poszkodowanemu zabrakło powietrza? Departament Straży Pożarnej w Phoenix łaskawie podzielił się z środowiskiem pożarniczym faktem, że to właśnie przyczyniło się do ich tragicznego wypadku. Gdyby nasz poszkodowany strażak oddalił się od dziury w którą wpadł, co by się stało biorąc pod uwagę jego wyczerpujący się zapas powietrza, potencjalny rozwój pożaru, oraz nasz pochłaniający czas wysiłek by znaleźć zewnętrzne dojście do piwnicy?

A jego partner? W jednej chwili jesteś w kontakcie głosowym z swoim kolegą, dumny z opanowania pożaru, a w następnej wiesz tylko, że zniknął i mówi Ci, że właśnie wpadł do piwnicy objętej pożarem. Czy wiedziałbyś, że odebranie jego wezwania pomocy (MAYDAY) musi zostać potwierdzone? Że jesteś jego "linią bezpieczeństwa" na poziomie zarówno psychicznym jak i praktycznym? Tylko Ty wiesz dokładnie gdzie wpadł i gdzie teraz się znajduje. Nie możesz pozwolić sobie na nic innego jak tylko na kontrolowanie swoich emocji.

A co z osobami dowodzącymi tym zdarzeniem, kapitanem, porucznikiem i zastępcą komendanta? Czy myślisz, że to ważne, iż dokładnie pamiętali jakie są ich procedury w sytuacji wezwania pomocy przez strażaka? Nie ma czasu by sięgać do podręcznika. Trzeba natychmiast zareagować. Pamiętaj, że tam ciągle rozprzestrzenia się pożar, a Twoja zdolność do kontynuowania działań gaśniczych może mieć decydujące znaczenie dla przeżycia poszkodowanego strażaka. Ich rozkazy i ton w jakim rozkazy te zostały wydane może umocnić załogę w pewności siebie, ale może też rozszerzać rozpacz.

Gdybyś był na miejscu jednostek przybyłych w ramach pomocy wzajemnej, czy byłbyś w stanie tak szybko przejść na zupełnie inny tryb działania jak oni to zrobili i czy wiedział byś co robić w sytuacji ratowania strażaka? Zawsze będę im wdzięczy, że znaleźli się tam w chwili gdy nasz strażak potrzebował pomocy.

Podczas gdy naszym celem zawsze jest perfekcyjnie przeprowadzona akcja, wszyscy wiemy, że nie tego zazwyczaj doświadczamy. Okłamałbym was i nie naprowadził na niektóre czynniki w waszej własnej organizacji, gdybym nie wymienił błędów jakie popełniliśmy.

Szczęście było po naszej stronie. Gdy przeniesiono korespondencje radiową na kanał czerwony (co miało miejsce przed wpadnięciem strażaka do piwnicy - przyp. tłum.), tylko jeden strażak nie usłyszał tego rozkazu o zmianie kanałów. Był nim właśnie strażak który potem wpadł do piwnicy. Tylko uważne monitorowanie komunikacji prze porucznika, który na swojej radiostacji przenośnej włączony miał tryb skanowania zapewniło, że poszkodowany strażak został natychmiast usłyszany. Wiadomość ta została następnie powtórzona na kanale białym.

Z powodu rozmiaru budynku oraz oceny głębokości piwnicy, sześciometrowa drabina okazała się dobrym wyborem. Piwnica jednak miała sufit skonstruowany z 5 metrowych skrzyniowych dźwigarów. Fakt ten w połączeniu z tym, iż budynek nie był umeblowany, spowodował, że strażakom udało się włożyć drabinę do otworu. Ponadto, przepisy konstrukcji budynków odnoszące się do minimów konstrukcyjnych umożliwiły istnienie bezpiecznej przestrzeni wokół otworu przez który prowadzona była akcja ratunkowa.

Na zawsze pozostanie w mojej pamięci, że gdy przybyłem na miejsce, dowódca akcji potwierdził wyciągnięcie poszkodowanego strażaka i przekazanie go załodze ambulansu. Wciąż nie wiedziałem, czy doznał poważnych obrażeń. Gdy tylko zobaczyłem go siedzącego w karetce, trochę wstrząśniętego, w końcu wszyscy bylibyśmy wstrząśnięci, ale bez poważnych obrażeń, poczułem niesamowicie emocjonalną ulgę i zmówiłem krótką modlitwę dziękczynną.

Kolejnym uczuciem była duma, że mogę pracować z wspaniałą grupą profesjonalistów w mojej organizacji, którzy ćwiczenia potraktowali bardzo poważnie. Dumny byłem również gdy przekonałem się, że załoga zastępów z pomocy wzajemnej podchodzi do naszych wezwań do zdarzeń oraz naszych strażaków jak do swoich własnych. Pokazujesz z czego tak naprawdę jesteś zbudowany w najgorszych sytuacjach, a to na pewno była jedna z takich sytuacji.

    Copyright © 2004-2007 by Witold Nocoń powrót do góry